środa, 13 listopada 2013

Yasmina Khadra « Anioły umierają od naszych ran »

Yasmina Khadra « Anioły umierają od naszych ran » i o… wczoraj


 

 

 

A dzisiaj chciałam podzielić się z wami lekturą. Niezwykłą lekturą ostatniej książki Yasmina Khadra, który jest mężczyzną ale pisze pod damskim pseudonimem… Z tego co wiem na język polski zostały przetłumaczone « Jaskółki z Kabulu » i « Zamach ». Może też coś jeszcze? Po Kabulu, Bagdadzie I Palestynie czas na  “Les Anges meurent de nos blessures” to ostatnia książka Khadra, ukazała się na początku września tego roku nad Sekwaną i od razu podbiła serca czytelników. Wielkie tytuły już o niej pisały. To histoira Turambo, młodego algierskiego boksera. Zaczyna się niesamowicie… Turambo idzie w stronę gilotyny, jest skazany na śmierć za zabójstwo… Po 4 stronach ten opis, który przyprawia o solidny ból brzucha urywa się. Cofamy się kilka lat wstecz. Turambo jest młodym chłopcem. Jego wioska też Turambo, znika z map po obsunięciu się terenu. Rodzina emigruje. Ojciec jest nieobecny, gdyż poraniony udziałem w I wojnie światowej… stracił niejako rozum… tego na początku nie wiemy.

To Algieria okresu międzywojennego, pod kolonizacyjnym butem Francji. Podziały społeczne I etniczne są niezwykle silne. Żydzi, muzułmanie i chrześcijanie żyją osobno. Rasizm rani. Turambo wyrasta, powoli, na biednego analfabetę imającego się miernych zajęć by przeżyć. Pewnego dnia ktoś zauważa jego siłę, europejczyk Le DUC i postanawia go wykorzystać, zrobić z niego mistrza boksu i zarobić na nim masę pieniędzy.

 

Jednkaże to co w książce najpiękniejsze to miłosna edukacja Turambo… jego romance aż do ostatecznego dramatu. Język Khadra jest tak poetycki i tak skomplikowany, że czyta się tę książkę siegjąc od czasu do czasu do słownika i przyznam, że już dawno nie czytałam tak bogatej językowo książki by do słownika sięgać! A warto! Poruszona ilość wątków sprawia też, że książka ta jest bogata, bogata w sensy, bogata w tematykę, bogata w opisy, charaktery, bohaterów. Na ponad 400 stronach trudno się nudzić…

 

Z historycznego punktu widzenia znam dość dobrze okres kolonizacyjny wielkich Imperiów. I to co zadziwia mnie najbardziej, to jego ślad w mojej francuskiej rodzinie.

Mój teść urodził się w Algerii, podczas II wojny światowej, Algerii skolonizowanej. Twierdzi on jednak do dziś, że urodził się we Francji, że Algeria nigdy nie istniała i istnieć nie może. Jest to tak drażliwy temat, że nie da się z nim w ogóle rozmawiać. Dal niego Algierczycy to nie ludzie a śmieci, pluskwy, których nie powinno być. Żadne racjonalne, dokumentalne argumenty do niego nie przemawiają… dla mnie jest to coś niesamowitego…

 

2 komentarze: