Pamietacie historie Swietego Franciszka z Asyzu i jego "zmagania" z wilkiem z Gubbio? Ten strach, lek, ktory zniewolil tyle osob...
Ty Agnieszko masz probem ze strachem a raczej z niepokojem! Ba dzisiejsza psychiatria zakwalifikowala ten niepokoj do spisu jednostek chorobowych, ktore sie leczy. Leczy sie je roznymi metodami odchodzac jednoczesnie od chemicznych lekow. Stad moze dzisiaj tak wielka popularnosc wszelkich form medytacji bo one uspokaja nieco parasympatyczny system i pozwlaja na blizsze przyjrzenie sie niepokojowi a nie zagluszanie go lekami. Ta ostatnia droga to droga do NIKAD. Oczywiscie, ze jest duzo prostsza i skuteczna szybciej niz powolne wychodzenie z mgly niepokoju samemu, ale na dluzsza mete sie nie sprawdza. Dawki lekow sa coraz wieksze,uzaleznienie chemiczne rosnie a niepokoj jak byl tak jest. Nic sie z nim nie dzieje bo tkwi i przeraza dniem i noca.
Czym jest taki niepokoj... strachem o wszystko i to takim czasami absurdalnym, ze mozna bajki pisac!
Ja ostatnio balam sie, ze zaglowka Antak sie przewroci, ze syn mi utonie albo, ze bedzie szedl po pomoscie i zamysli sie i wpadnie do wody a tam kamienie wielkie, wiec rabnie ta glowa, straci przytomnosc i nie wyplynie! W samolocie tez mam zawsze taki kryzyc niepokoju, ze czuje, ze umieram... To strach o wszystko i o nic, wymyslanie sobie, produkowanie najrozniejszych scenariuszy, ktore maca spokoj, nigdy sie nie sprawdza, ale mozg wasz je produkuje...
Pojawia sie pytanie dlaczego, u niekotrych produkuje a u innych nie???
Coz tutaj znowu psychiatria i neurologia ma wiele do powiedzenia... niestety czesto jest to zwiazane z zaburzeniami z dziecinstwa, z brakiem bezpieczenstwa w zyciu plodowym jeszcze i niemowlecym. Do tego typu wspomnien emocjonalnych samemu sie nie dojdzie... jedyna droga jest czesto hipnoza i opowiadania rodzicow i bliskich jak to w naszej wczesnej egzystencji bylo.
Ja wiem, ze lezalam w szpitalu jako niemowle calkiem sama przez kilka tygodni... rodzice mogli mnie tylko przez szybe ogladac. takie byly zasady leczenia w szpitalach PRL... hipnoza uswiadomila mi ten lek, te traume, z ktora musze koegzystowac do konca mych dni.
Jedynym lekarstwem jest tutaj medytacja... puszczenie tych wagonow niepokoju z wielkim halasem.. popatrzenie sobie jak jada, odjezdzaja i znikaja, jak na film. Nie identyfikuje sie z nimi choc mentalnie mozna uznac, ze sa czescia mnie bo to moje strachy. Pozwalam im odjechac albo odfrunac jak ptakom...
Co pozostaje?
Pozostaje niebieskie, jasne niebo, olbrzymie, szerokie, bez konca... w nim odnajduje spokoj, z niego znikaja niepokoje a ja pozostaje w tej jasnosci i w tej niebieskosci - zreszta niebieski to moj ulubiony kolor!
Kluczem jest wiec OTWARCIE sie na cos wiekszego, piekniejszego a nie skupienie sie na niepokoju czy strachu, nie racjonalna analiza, ba nawet nie mowienie o tych strachach jak opowiadanie swoich koszmarow czy obaw... a wrecz przeciwnie... szerokie jasne spojrzenie na blekit!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz