Chorując wciąż i nieustannie... dziś kolejne wizyta u internisty i kolejne testy. Pani doktor rozkłada ręce bo nie wie co ma zrobić z takim przypadkiem jak ja... Według niej wszystko co można jest już robione każdego dnia. Tylko mój organizm nie zdrowieje i potrzebuje całych tygodni na wyjście, na prosta. Słaba odporność to raz. Za dużo stresu to dwa. Jak ja pytam co zrobić by organizm zaczął lepiej działać... to rozkłada ręce... nie wie... oprócz zmiany klimatu na suchy i ciepły to ona nie widzi co można zrobić jeszcze. Mecze się więc tak już 10-ty dzień. Wczoraj miałam powikłania na krtani i tak bolało, z musiałam brać kodeinę bo inne środki nie działały już. Od długość trwania stanu zapalnego zrobiła się tam gula na krtani i nie mogłam ani pić ani jeść. Dobrze, ze trochę zeszła dziś rano. Straciła 3,5 kilograma masy ciała w 10 dni.
Mówię jej, ze muszę być na nogach w niedziele bo mam ciasta na Święta dla 18 osób do zrobienia. Tutaj tez rozkłada ręce bo nie wie co ma zrobić... ani co ja mam zrobić... I tak to się kręci. Trzeba pewnie polubić te bóle, te stany zapalne, to duszenie się... no chyba, ze znajdę w końcu kogoś kto się na tym zna naprawdę i będzie potrafił choć trochę pomoc w tym miejscu, w którym jestem i w klimacie szarugi, zimna i wilgotności, nie mówiąc o zanieczyszczonym powietrzu???
Tymczasem na lekach to lekach ale z zapałem pracy świątecznej. Ciasteczka popiekłam wczoraj i dziś i zostały mi jeszcze tylko florentynki do zrobienia. Pachnie ślicznie i jeszcze lepiej smakuje. Zdjęć nie stylizowałam w tym roku po prostu pstryknęłam podczas suszenia czy studzenia i tyle.
Mam dużo pracy ale idzie mi jak krew z nosa. A jeszcze jutro muszę znów wrócić do liceum ale nie na lekcje tylko na pilnowanie próbnej matury, na kilka godzin. W masce oczywiście.
Co do masek... zadziwia, ze w poczekalni u lekarza ludzie kaszlą i smarkają ale masek nie maja... tylko ja jedna rodzynek w masce... w aptece podobnie... brak słów za ten brak odpowiedzialności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz