Czyli o rzeczach w miarę lekkich i przyjemnych... choć wojny się nie kończą a ludzie wciąż umierają i kłopotów nie ubywa.
Chociaż jeden nam ubyl! Antka noga! Wróciła do "formy" to znaczy Antek chodzi i jeździ na rowerze do szkoły. Rozpoczął rehabilitacje i powinno dość szybko to pójść. Opuchlizna zeszła. Gips był niepotrzebny i spowolnił proces zdrowienia, leki były niepotrzebne... więc mam, mamy kolejne negatywne doświadczenie z kompetencja służby zdrowia. Eh...
W ramach sobotnich GLUPOT...
Byliśmy dziś rano na rynku po zakupy, po kwiaty i jak zwykle wróciłam zachwycona! Było kolorowo, produktów regionalnych masa, owoców, warzyw stosy i masa świeżych FIG! uwielbiamy! Kupiłam tez świeże lokalne krewetki na dzisiejsza kolacje. Kocham nasz rynek Lices!
Troche pogotowałam...
Popołudniu byłam w mieście i kupiłam sobie od razu 3 pary SPODNI nowych na sezon... piękna wełna, tak zwana setka w granacie i w czerni... oraz nowe dżinsy! Nadal mieszczę się w rozmiar 38 ( francuski, to w Polsce 36) choć przytyłam nieco po 4 tygodniach podróży ale chyba już wróciłam do normy?!
I teraz robię sobie wystawę w łazience, ha, ha... będąc w Polsce kupiłam zestaw polskich kosmetyków. Czytałam same dobre opinie o nich i stwierdziłam, ze chce spróbować i to tym bardziej, ze ceny są o niebo niższe niż u nas, we Francji. Za te wszystkie kremy Jandy zapaliłam 180 złotych... czyli 35- 40 euro mniej więcej... tyle co u nas za 1 słoiczek kremu i to średniej jakości. Teraz zacznę używać i zobaczymy czy rzeczywiście było warto... jeśli tak to zamówię kolejna porcje przez internet.
Takze tak sobie sobotnio się relaksuje.
I z przyjemnością donoszę, ze w pracy super!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz