Od soboty starałam się nie wchodzić do antkowego pokoju. Uprzedzona przez moje przyjaciółki, których dzieci opuściły rodzinny dom wiedziałam, ze to jest trudny moment. Także nie spieszyłam się. Drzwi od Antka pokoju pozostawały do dzisiejszego poranka zamknięte.
Ale kilka godzin temu otworzyłam je. Weszłam. Spojrzałam na puste ale idealnie posłane łóżko, puste biurko, szafkę nocna, z której zniknął stos książek a pozostały na niej tylko trzy czy cztery tytuły prasowe. Otworzyłam jego szafę... a tam pusto. Wieszaki dyndają wydając ten charakterystyczny dźwięk. W szufladach prawie pusto, na dole, na polce jakieś za małe stroje sportowe niby poskładane ale właściwie nie do końca.
I ta cisza.
Dziwnie mi. Nie, nie płacze, wręcz przeciwnie jestem cały czas na jakiejś szczęśliwej fali. Wiem, ze mu dobrze tam, gdzie jest. Wiem, ze robi to co chce, ze realizuje swoje marzenia, swoje plany, ze jest dobrze a może nawet bardzo dobrze wyposażony do dorosłego życia. Jest szczęśliwy tak głęboko i prawdziwie, jest zdolny, jest piękny i przystojny, jest zdrowy, potrafi zarządzać swoimi emocjami, potrafi o siebie zadbać i fizycznie i psychicznie, ma wiele talentów, jest czuły, dobry. Nie martwie się o niego bo martwienie się nic nie daje, niczego nie przynosi a wręcz przeciwnie obciąża osobę, o która ktoś się martwi. Ufam mu. Wierze w niego.
Jest dla mnie najważniejszy na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz