Jest tak ciemno, tak strasznie ciemno wokół. Ledwie palcem stopy mogę wyczuć kawałek śliskiej skalistej powierzchni. Nie wiem jak jest wysoka? Nie wiem jak jest szeroka?
Gdzie mam pójść? Nic nie widzę. Wokół ciemno, strasznie gęsta czarność.
Chce jednak iść. Chce stad wyjść. Skała mnie jednak przeraża. Nie znam jej. Jej ogrom i jej ciemność powoduje, ze tracę oddech. Cale moje ciało jest jak z waty. Trudno mi uwierzyć, ze kiedyś chodziło, biegało, wiedziało, gdzie postawić stopę.
Macam ciemność. Po prawiej stronie wyczuwam metalowy hak, dość śliski ale gładki. Ten hak mówi mi "kocham cię". Nie wierze mu. Jak wierzyc takiemu mówiącemu metalowi? Chwytam się jednak go wątpiąc. Hak powtarza "kocham cię". Ściskam go mocniej. Trzymam już dość pewnie. Lewa dłonią wymachuje w ciemności. Zabolało. Co to? Kolejny hak. On dzwoni jak telefon. Odbieram. Przyjaciółka. Zaczyna mówić.
Te haki są tak bardzo cenne... a skala straszna i ciut mniej straszna bo z hakami.
Trzeba się wspiąć. W swoim rytmie. Może tez się spadnie raz czy cztery razy... może pomoże jakiś hak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz