Pan Bog ja zechciał... a tak sie martwiła, ze o niej zapomniał...
Ciocia Mania urodzila sie 26 lutego 1914 roku na Wołyniu. Tam spędziła cala swoja mlodosc, wychodząc za maz za mojego wujka Antoniego, rodzac dwoje dzieci, z ktorych jedno juz nie zyje, jej corka Bozena.
Podczas 2 Wojny swiatowej ciocia byla łączniczka w szeregach AK a jej maz jednym z jej dowódców. To zaangażowanie słono kosztowalo w latach PRL, gdyz ich rodzina przez wiele lat musiala sie ukrywać.
Trudno to sobie dzisiaj wyobrazic.
Kochalam i kochalismy ciocie Marysie ponad wszystko!
Gdy bylismy dzieci i spędzaliśmy letnie wakacje w Walczu, na jej imieninach 2 lipca objadaliśmy sie jej pierogami...
Ciocia Mania do konca byla w miare sprawna, dobrze po 100 leciu swych urodzin sama parzyła sobie kawe, rozmawiała, jeździła na ogrod do syna.
Ogrod byl sednem jej zycia, uprawiała od zawsze chyba i jadla glownie to co w tym ogrodzie wyrosło wlacznie z zielskiem wszelkim.
Zawsze elegancka, z koralikami, w sukienkach. Lubia wypić kapkę koniaku ze swoim bratem a moim dziadkiem.
Dzis wypije za jej zdrowie tam gdzies po drugiej stronie... i za nich wszystkich, ktorych tak strasznie brak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz